Potem lekko wilgotne wyprasowałam.
Takie wyprasowane i rozłożone szmatki niezmiernie zachęcają aby natychmiast coś z nich zrobić ;-)
Z bloga Long Red Thread dowiedziałam się tylko, że z tego zestawu materiałów może wyjść narzuta wielkości 125 x 150 cm lub 100 x 150 cm plus dwie patchworkowe poszewki 40 x 40 cm. Zastanawiałam się chwilę którą opcję wolę. Najbardziej pasowałaby mi narzuta 125 x 150 plus te dwie poszewki, ale niestety tak się nie dało. Zdecydowałam więc, że jednak uszyję mniejszą narzutę, która będzie fajnie wyglądać z poduszkami do kompletu. Chciałam od razu zabrać się za cięcie, ale najpierw musiałam sobie dobrze rozplanować jak te kawałki pociąć aby dało się je całe wykorzystać bez zbędnych odpadów. Tym bardziej, że w sklepie nie ma na razie dostępnego tego zestawu aby w razie czego dokupić materiałów. Tak więc najpierw wypisałam sobie ile i jakiej długości pasków potrzebuję, pamiętając oczywiście o naddatku na szwy po 6 mm z każdej strony. Na narzutę 100 x 150 cm potrzeba 20 prostokątów. Natomiast z moich obliczeń wyszło, że na każdy prostokąt potrzeba:
- 1 pasek 6,2 x 11,2 cm (na środek)
- 2 paski 6,2 x 11,2 cm (na pierwszą obwódkę)
- 2 paski 6,2 x 16,2 cm ( na pierwszą obwódkę)
- 2 paski 6,2 x 21,2 cm (na drugą obwódkę)
- 2 paski 6,2 x 26,2 cm (na drugą obwódkę)
Na narzutę pocięłam 10 kawałków szmatek, a na poduszki zostawiłam dwa pozostałe, które dopiero będę cięła niebawem.
Wycięłam 200 pasków z czego na narzutę wykorzystałam 182. Te 18, które mi zostały są najmniejsze. Mają 6,2 x 11,2 cm i wykorzystam je przy szyciu poszewek na poduszki.
Wycięte paski porozkładałam na stole aby zobaczyć jak je ze sobą połączyć. W narzucie jest 10 różnych prostokątów i każdy z nich występuje podwójnie, tak więc narzuta składa się z 20 prostokątów w zestawieniu 4 x 5.
Kiedy już wiedziałam jak ma wyglądać każdy z prostokątów, wzięłam się za zszywanie pasków.
Na początku chciałam wszystko fastrygować przed maszynowym szyciem, ale ostatecznie spinałam dwa paski szpilkami, bo tak było mi wygodniej.
Podczas szycia miałam oczywiście nadzór jednego z moich dwóch kocich pomocników. Tym razem kontrolę sprawował Lilek :)
Zszywanie wszystkich pasków zajęło mi całą sobotę i poszło bardzo sprawnie jak na pierwszy raz. Byłam i jestem z siebie bardzo zadowolona, bo obawiałam się czy dobrze podocinałam paski i czy wszystko będzie się ze sobą zgadzać. Na szczęście nic nie wystawało i nic nie brakowało :)
Po zeszyciu wyprasowałam każdy kawałek i rozprasowałam dokładnie szwy, aby łatwiej było je dokładnie połączyć ze sobą.
W niedzielę wszystkie prostokąty połączyłam w całość. Najpierw pozszywałam po cztery prostokąty ze sobą a potem te pięć pasów razem.
Muszę przyznać, że podoba mi się na razie to co zrobiłam. Wyszło w zasadzie wszystko równo. Tylko w trzech miejscach minimalnie mi się przesunęły szwy na ich skrzyżowaniu. Ponieważ nie mam niestety żadnego wypełnienia, więc kończenie patchworka będzie musiało poczekać. A w wolnej chwili potnę jeszcze i pozszywam paski na te dwie patchworkowe poszewki.
Tych którzy chcą, ale wahają się czy zacząć szyć patchworki, zachęcam do spróbowania :) Nie bójcie się! To nie jest takie trudne jak się na początku wydaje. Mam nadzieję, że to samo będę mogła stwierdzić, kiedy zacznę zszywać te trzy warstwy patchworku ze sobą i po obszyciu całości lamówką. Póki co myślę, że będzie to dla mnie sporym wyzwaniem, tak jak i pikowanie :)
Ale cudnie to zrobiłaś . Przepiękna narzuta.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Mam nadzieję, że poradzę sobie z przyszyciem wypełnienia i spodu no i z pikowaniem :)
OdpowiedzUsuńPoradzisz! bo jestem ciekawa całości .
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję :) Ja też jestem ciekawa czy dam radę to wszystko ładnie pozszywać w całość i czy dam radę z tym pikowaniem :) Podziwiam osoby szyjące patchworki, że często tworzą takie skomplikowane cudne prace :)
OdpowiedzUsuń