sobota, 23 stycznia 2016

23.

Ponad tydzień temu, w czwartek rano, idąc do pracy przewróciłam się na oblodzonym chodniku. Upadłam tak niefortunnie, że stłukłam sobie prawe kolano. Ponieważ do niedzieli ból nie minął, to w poniedziałek poszłam do lekarza i w rezultacie byłam na tygodniowym L4, aby kolano odpoczęło trochę. Żeby się nie nudzić i jakoś umilić sobie ten czas, zabrałam się za szycie. Zostało mi trochę materiału (1,30 metra), z którego szyłam otulacz dla mamy w prezencie. Długo zastanawiałam się co mogę z tego uszyć. Szukałam czegoś co będzie proste i na co starczy mi taka ilość. Po przejrzeniu kilku Burd, padło na wzór bezrękawnika z Burdy nr 11/2015 ze strony 28. Szycie zajęło mi prawie dwa dni. Szyło się dobrze do pewnego momentu. Otóż miałam problem z przyszyciem odszycia. Nie bardzo rozumiałam opis. W tym momencie przydałaby mi się instrukcja obrazkowa, taka jak jest w Burdach z serii "Szkoła szycia". W końcu zdecydowałam się na przyszycie odszycia według tego, jak to robiłam przy zielonej sukience i chyba się udało, bo wygląda ok. W oryginale można jeszcze uszyć plisę, którą się przypina na zatrzaski do dolnej krawędzi bezrękawnika. Ja zrezygnowałam z tej plisy. Być może uszyję sobie jeszcze jeden taki egzemplarz ale z innego materiału i być może wtedy skuszę się też na tą plisę.



Oczywiście Lilek "nadzorował" moją pracę :D







Wydaje mi się, że będzie się dobrze nosić nałożony na prostą bluzkę :)





22.

W nawiązaniu do postu nr 15, chciałam Wam pokazać skończoną już spódnicę. Dół podszyłam ręcznie ściegiem krytym, samodzielnie wykonałam dziurkę w pasku - na maszynie dziurkarce podczas zajęć "Kreowania ubioru" na kursie. I tak oto prezentuje się druga spódnica przeze mnie uszyta :)








21.

Witajcie w nowym 2016 roku :)
Mam nadzieję, że będzie to bardzo twórczy i szalony rok, pełen szyciowych projektów i realizacji. Tak jak planowałam, pierwszy dzień nowego roku przeznaczyłam na szycie sukienki z zielonej wełny, bo jak wiadomo: "jaki Nowy Rok taki cały rok" :) Oczywiście Pirat i Lilek dzielnie mi towarzyszyli i nadzorowali pracę ;)




Wykrój pochodzi z Burdy "Szkoła szycia" nr 1/2014 str 66.
Pół dnia "straciłam" na tzw. pętelkowanie, aby zaznaczyć kontury szablonów na drugiej (spodniej) warstwie materiału. Nie jest to idealna metoda, bo zanim wzięłam się za zszywanie rękawów, część nitek wylazła z materiału. Chciałam jednak to sobie przećwiczyć, bo ponoć tego wymagają potem na egzaminie.


Po pętelkowaniu poszło już z górki. Krok po kroku szyłam zgodnie z obrazkową instrukcją. Bez tych obrazków byłoby mi zdecydowanie trudniej zrozumieć co i jak ma być zeszyte. 



Nie dałam rady uszyć sukienki w ciągu jednego dnia, więc kończyłam w dniu następnym. Po skończeniu przyszła pora na przymiarkę. Odetchnęłam z ulgą kiedy okazało się, że się mieszczę w tej sukience :D No może ciut ciut, tak ze dwa-trzy centymetry mogłaby być luźniejsza w biodrach, wtedy lepiej by się układała. Poniżej możecie zobaczyć robocze zdjęcie jak sukienka na mnie leży.


 Byłam i jestem dumna z siebie, że podołałam i samodzielnie ją uszyłam :) Co prawda niektóre szwy pozostawiają wiele do życzenia, ale wiem o tym tylko ja, bo na zewnątrz tego nie widać oczywiście 😋 Dwa brzegi obrzucałam na owerloku, a resztę na stębnówce ściegiem owerlokowym. Powód? Nie miałam czterech szpulek zielonych nici, aby założyć je do owerloka, a czarne mi nie pasowały. 





Niestety nie widać na zdjęciach jaki piękny kolor ma ten wełniany materiał.